Piotr Marchewka - Przybysz


Przybysz

napisał Piotr Marchewka


PROLOG

Przestrzeń kosmiczna wokół gazowych olbrzymów G89Y7 standardowe współrzędne wymiarowe.

Niewielka grupa jednostek Wyhodowanej Rasy unosiła się w przestrzeni utrzymując stałe współrzędne wymiarowe. W innych częściach kosmosu obecność takiej grupy wywołała by czerwony alarm. Gdyby jeszcze jakimś sposobem wykryto mały zwrotny statek dołączający do grupy panika wśród wrogiego dowództwa byłaby rzeczą bardziej niż pewną.
- Grupy gotowe do przejścia przez wrota
- Mediatorze jesteśmy gotowi do przejścia
Mediator siedział w kabinie nowego N872. Odruchowo sprawdzał system kontroli i podtrzymywania życia przygotowując się do otwarcia wrót czasoprzestrzennych. Nie było to dla niego nic niezwykłego. Niemal codziennie dowodził grupami Wyhodowanej Rasy udowadniając swoje umiejętności dowódcze. Jego odziały atakowały wychodząc nagle z wrót niszcząc wyznaczone cele, po to tylko by zniknąć w kolejnych wrotach. Koordynowanie ataku i równoczesne otwieranie/zamykanie wrót czasoprzestrzennych po to by maksymalnie wykorzystać posiadane siły było dla niego codziennością.

Mediator cieszył się, że to właśnie jemu pozwolono zbadać świat o tak różnych od standardowych parametrach czasoprzestrzennych.
- Nowy cykl nowe zadania - pomyślał z zadowoleniem

Zamknął oczy, systemy kontroli życia sprawdzały, czy umysł zbyt zajęty otwieraniem wrót nie zapomni podtrzymywać funkcji życiowych ciała. Macierze danych wyginały się, rzędy cyfr zmieniały się zbyt szybko by mógł ogarnąć to jakikolwiek komputer. Nagle rozwiązanie "znalazło się" w przestrzeni możliwych przyszłości. Wytrenowany umysł wytworzył falę ściśle według rozwiązania. Przestrzeń zafalowała w odpowiedzi. Wrota stały otworem. Statki Wyhodowanej Rasy jako pierwsze wleciały w anomalię. Czarny klin statku mediatora po chwili dołączył do nich. Podróżowali w krótkich skokach. Mediator otwierał wrota w pobliżu gwiazd neutronowych, słońc, na obrzeżach czarnych dziur. Bezpieczeństwo ponad wszystko. Nikt ze świata do którego zmierzał nie mógł przebyć tego szlaku w odwrotną stronę.
- Jeszcze tylko ostatni skok - pomyślał

Kwadrant K2ALFA - mały system gwiezdny z daleka od głównych światów galaktyki

Część przestrzeni w pobliżu małego słońca klasy Sol1 zafalowała. Z anomalii wyskoczyły statki Wyhodowanej Rasy w szyku bojowym. Nawigator w jednym z bojowo-detekcyjnych statków przelatującego w pobliżu konwoju, zdążył zauważyć tylko zakłócenie czasoprzestrzeni. Zanim systemy detekcyjne zaczęły przestrajać się na nowe warunki, kosmos wokół konwoju zmienił się. W nowych warunkach istnienie skupionej materii w miejscu zmiany nie było możliwe. Bez jednego dźwięku, bez dramatycznych strumieni promieniowania, grupa statków przewożących nie akceptowaną przez Republikę kontrabandę, rozproszyła się na luźną chmurę kwarków. Nikt nie przeżył, żadne urządzenie nie zdążyło wysłać komunikatu. W tym świecie broń anihilacyjno -przestrzenna nie istniała nawet w koszmarach fizyków.
- Nieznane obiekty unieszkodliwione, poziom wrogiej transmisji bezpieczny. Manewr Kdelta3.
- Wykryto trzy nowe obiekty w podprzestrzeni, zakrzywienie uaktywnione.
Lecieli w nadprzestrzeni bezpieczni. Nie zdążyli nawet zdziwić się, gdy kurs nagle przeciął małe słońce znajdujące się w pobliżu. Lekki wzrost promieniowania słońca, tam gdzie uderzyły statki jako jedyny świadczył o ich losie.
- Stopień bezpieczeństwa C3. Zawiadomić Mediatora...
Pięć roślinokształtnych statków Wyhodowanej Rasy ustawiło się w szyku obronnym. Było to zupełnie niepotrzebne. Nic nie mogło im zagrozić. Dalekosiężne czujniki nie wykrywały żadnego zagrożenia. Broń, którą dysponowali przewyższała o kilka punktów, najlepszą jaką mogli prawdopodobnie posiadać mieszkańcy tego świata. Obecność Mediatora, do tego tak wysokiego rzędu sprawiała, że członkowie Wyhodowanej Rasy czuli znajome podniecenie i dumę z którą nic nie mogło się równać. Dumę, za którą warto było umrzeć.

Anomalia otworzyła się po raz kolejny. Wyleciał z niej zgrabny kształt N872. Jego ekrany ochronne ustawione na maksimum, matowo odbijały zarówno promieniowanie z zakłócenia przestrzeni jak i światło pobliskiego słońca. Mediator spokojnie analizował pobliski kosmos, tak przy pomocy najwyższej klasy urządzeń szpiegowsko-bojowych N872 jak i przy pomocy własnych niemałych umiejętności psychicznych. Z zadowoleniem poczuł wysoki poziom morale załóg statków pomocniczych.
- Istniejemy by powrócić - przekazał myślą zwyczajowe pozdrowienie
- Istniejemy by powrócić! - poczuł w odpowiedzi
- Najbliższa przestrzeń bezpieczna. Pierwszy etap misji zakończony pomyślnie.
Mediator obserwował, jak w odpowiedzi na jego komunikat statki Wyhodowanej Rasy jeden po drugim znikają w anomalii. Po drugiej stronie zostaną wciągnięte w studnię grawitacyjną gwiazdy neutronowej. Wiedział, że przed zderzeniem zostaną uruchomione systemy autodestrukcji. Wszyscy zginą. Bez niego i tak nie mogliby powrócić. Taka strata była konieczna, będąc w poprzednim cyklu w Radzie wiedział, że sam głosowałby za takim rozwiązaniem. Tak było bezpieczniej. Miał świadomość, że gdyby od tego zależało bezpieczeństwo jego świata postąpił by tak samo.

Ten dziwny, nowy świat przyciągał . Jego technika była przestarzała, dla niej nie warto by było ryzykować wysłaniem Mediatora. To ich osiągnięcia psychiczne były interesujące. Dla nich Rada zezwoliła na podróż jednego z Mediatorów.
- Sith i Jedi - powiedział do siebie na głos Przywołał z pamięci analizy dotyczące tego świata. "(...) Jedi - tzw. Jasna Strona Mocy - kontrola nad losami organizmu politycznego zwanego Republiką. Posiadają realną władzę. Są dobrze zorganizowani. Tworzą coś na kształt zakonu. (...) Sithowie - przeciwieństwo Jedi - tzw. Ciemna Strona Mocy - najprawdopodobniej całkowicie zniszczeni przez rycerzy Jedi. (...) Prawdopodobnie pozostały jedynie szczątkowe pozostałości po ich kulturze. " Analizy wskazywały, że zdobywanie nowej wiedzy bezpieczniej będzie rozpocząć od badania pozostałości po rycerzach Sith. Pomimo tego, że od rycerzy Jedi potencjalnie łatwiej byłoby uzyskać informacje, ich organizacja i posiadana władza stwarzały zbyt duże zagrożenie. Dlatego tzw. Moc należało zacząć badać poprzez pozostałości po kulturze Sith.

Teraz musiał je tylko znaleźć.

ROZDZIAŁ 1

Minęło pół roku samotności. Pół roku krótkich wyjść na powierzchnię różnych planet. Pół roku zdobywania strzępów informacji o kulturze Sith. Teraz nadszedł czas by zbadać to, co miało realną wartość. Nareszcie nadchodzi szansa na zdobycie prawdziwej wiedzy.

Sprawdzał analizy systemów rozpoznania statku.

Planeta była zamieszkana. Atmosfera tlenowa. Typ życia taki sam jak na planecie, na której spędził swoje dzieciństwo. A jednak było tu coś. Tuż po przybyciu, pół roku wcześniej, nie byłby w stanie nic zauważyć. Teraz umiał już wyczuwać ten lekki zawrót głowy, szept gwałtownych namiętności. To miejsce było dobrze ukryte, trudnodostępne, dobrze ekranowane. Lecz moc z nim związana była zbyt stara, zbyt potężna, by można ją było całkowicie wygłuszyć. Teraz już wiedział, że to z czym ma do czynienia, nie jest ani łatwe do kontroli ani przyjazne. Pomimo oczywistego ryzyka zamierzał podjąć wyzwanie.

Pojazd gładko wylądował pośród wybujałej roślinności. Nie podobała mu się fauna i flora tej planety. Wszystko wokół zdawało się krzyczeć : Uciekaj stąd póki możesz, dziś umrzesz, a my będziemy ucztować na twoim ciele. Wiedział, że całe życie na tej planecie miało spełniać takie zadanie. Był także w niejasny sposób świadom, że to wpływ potężnej Gwałtownej Strony Mocy na nie dość silne umysły. Miał tu zadanie do wykonania, jego nieprzyjemne odczucia nie miały najmniejszego znaczenia.

Wysoka na metr osiemdziesiąt postać ostrożnie opuściła bezpieczne wnętrze N872. Z żalem musiał ubrać zwykły strój. Polimorficzno-reaktywna powłoka musiała zostać we wnętrzu statku. Przyzwyczaił się już do często spotykanego w tej części galaktyki stroju. (Nie czuł się już zupełnie nagim będąc ubranym w zwykłe ubranie) Opuścił na plecy kaptur ciemnego płaszcza. Poczuł jak ciepły wiatr mierzwi mu jasne włosy. Wyglądał na jakieś 23 lata, miał ich w rzeczywistości nieznacznie więcej. Jego zielone oczy uważnie przepatrywały otaczający go zewsząd bagienny las. Strój zasłaniał przerobiony blaster zawieszony po prawej stronie u pasa. Do wewnętrznej strony lewej dłoni przymocowana była niewielka gwiazda znacznie ciekawszej broni. Mediator ostrożnie ruszył w wyznaczonym kierunku.

To coś, co było na tej planecie od bardzo dawna, wyczuło go. I on pomimo braku odpowiedniej wiedzy zdawał sobie z tego sprawę. Czuł, że jest oczekiwany, że ścieżkę na którą natrafił, znalazł zbyt szybko jak na zwykłe szczęście.

Płaskie kamienie ją tworzące były gładkie i szare ze starości. Wiedział, czym są. Podwadził jeden z nich butem. Błoto z cmoknięciem uwolniło coś, co wciśnięte w błoto wyglądało jak blady kamień. Kopnął czaszkę w krzaki. Przeszedł jeszcze parę kroków. Nie czas na sentymenty powiedział sobie w myślach. Przykucnął na ścieżce.

Dotknął ręką bladej czaszki. Gwałtowność wizji nieprzyjemnie go zaskoczyła. Różne ścieżki czasu gwałtownie naparły na jego umysł. Widział płynny krajobraz, jedyną stałą rzeczą była ścieżka z kościanych głów i cień unoszący się nad nią. Z niemałym wysiłkiem woli opanował upływ czasu, który już przeminął. Teraz na raz widział tylko trzy historie. Tego samego człowieka idącego ścieżką. W pierwszej z nich był młodym chłopcem popędzanym przez bardzo energicznego, siwego starca. W drugiej był młodzieńcem, lekko przemierzającym po trzy kamienie na raz. W trzeciej sam był starym mistrzem z uwagą analizującym idącego przed nim ucznia. Postać z trzech różnych czasów szła w jednym kierunku: wzdłuż ginącej pośród bujnej roślinności ścieżki...

Mediator był podobny do młodzieńca z drugiej historii, jednak w przeciwieństwie do niego nie szedł raźnie do przodu. Poruszał się z uwagą dotykając przedmiotów, wyławiając fragmenty zdarzeń wyrwane z dawno minionej przeszłości. Dopiero teraz zaczął zdawać sobie sprawę, jak stara jest kultura Sithów. Jak wiele pokoleń mężczyzn i kobiet szło przed nim tą ścieżką. Uniknął pułapek. Kapryśny dar oglądania przeszłości skupiał się wystarczająco szybko na zagrożeniach. Miał szczęście.

Nareszcie zobaczył to coś. Kamienna konstrukcja przypominała zapomniane świątynie z zupełnie innego świata. Było w niej jednak coś innego, co odróżniało ją od wszystkiego co znał. Była prastara. Dotknął ściany przy wejściu i skupił się na wyszukaniu wydarzeń związanych z dotykiem tego konkretnego miejsca. To był błąd. Wielość powiązań sprawiła, że świat zatańczył mu przed oczami. Kolana ugięły się pod nim i upadł na posadzkę. Przez wiele minut przeplatające się obrazy zajmowały jego myśli. Nareszcie otworzył oczy. - Teraz bardzo, bardzo ostrożnie - powiedział sobie w myśli.

Kamienne stopnie świątyni i podłoga w większości wykutych w skale komnat wyżłobione były przez tysiące stóp ćwiczących tu kiedyś uczniów. Jego palce błądziły po wgłębieniach, po ścianach, po przejściach. Był ostrożniejszy, jednak niesamowicie głodny wiedzy. Wyglądał jak ślepiec dotykiem znajdujący drogę. I w pewien sposób był nim. Fizyczny kontakt dawał mu wskaźniki do absolutnej przeszłości. Dzięki nim przemierzał to miejsce w wielu czasach na raz. Widział je równocześnie w czasie młodości, rozkwitu, upadku.

Obserwował i uczył się. Aplikował sobie maksymalne dawki Dal-wa-ta. Wynaleziony już dość dawno i ciągle udoskonalany specyfik wielokrotnie przyspieszał przyswajanie wiedzy. Zwiększone przez lek ciśnienie sprawiało, że naczynka w nosie nieustannie pękały. Nadmiar informacji i umiejętnie stosowane chemikalia sprawiły, że jego sny zaczęły wyglądać jak huragany obrazów i zdecydowanie dorównywały gwałtownością niszczącym wiatrom.

Spędził już w świątyni Sith wiele dni. Stawał w tych samych miejscach, co pokolenia akolitów, którzy równocześnie ,w jego niemalże bezczasowym postrzeganiu, przeistaczali się natychmiast w mistrzów. Jego wiedza i umiejętności niezbędne by być Mediatorem umożliwiały mu tę niezwykłą wędrówkę. Z zadowoleniem zauważył, że Sithowie nie posiadali tak dokładnej umiejętności dostrzegania wskaźników do absolutnej przeszłości jak on. Był pierwszym, który tak dokładnie obserwował szkolenie adeptów w sztuce posługiwania się Mocą. Obserwował legendarnych pradawnych mistrzów.

Pewnego dnia, podczas podpatrywania wczuł się w jednego z adeptów. Stary Mistrz z przeszłości lekko uśmiechnął się. Pocisk mocy wysłany tysiące lat temu posłał przybysza na przeciwległą ścianę. Podpatrywany adept z przeszłości spokojnie odbił moc, Mediator nie miał tyle praktycznych umiejętności. Uderzenie odebrało mu przytomność na wiele godzin. Gdy nareszcie ocknął się, ból i metaliczny smak krwi w ustach przywrócił mu zdrowy rozsądek. Dotąd tylko obserwował jak niebezpieczna jest Moc, teraz miał okazję przekonać się o jej sile na własnej skórze.

Wolno, z trudnością dostał się z powrotem na pokład statku. Procedury leczące uruchomiły się automatyczne. Sztuczna inteligencja zarządzająca systemami N872 ograniczyła się do beznamiętnej i denerwująco drobiazgowej oceny jego stanu. Przesadził i to poważnie. Za dużo Dal-wa-ta, za mało prawdziwego wypoczynku. Pozwolił Sztucznej Inteligencji na wstrzyknięcie uspokajającego specyfiku. Nareszcie od wielu dni porządnie się wyspał. Obudził się po czterdziestu ośmiu godzinach. Systemy leczące oparte o mikro-maszyny i generatory tau-psi były bardzo efektywne.

Nadeszła chwila decyzji. Musiał albo przerwać badania, albo rozpocząć prawdziwy trening adepta Ciemnej Strony Mocy. Przesłał szczegółowy raport o wynikach badań i o podjętej decyzji do swojego świata. Informacje otrzymane podczas wymiany z dalekiego świata ucieszyły go. Tym raźniej zabrał się do przygotowań.

Miał wyraźny obraz wieloletniego treningu rycerza Sith. Nie mógł pozwolić sobie na tak długą obecność w tym miejscu, nie wydawało mu się to jednak konieczne. Trening Mediatora i jego poprzednie misje powinny zasadniczo skrócić czas nauki. Na początek przeprogramował systemy leczące. Rozpoczęło się gwałtowne zwiększanie wydolności jego ciała. Równocześnie przygotowywał plan treningu. Bez pośpiechu wybierał z różnych ścieżek zaobserwowanych przeszłości te z czasów największej potęgi cywilizacji Sithów.

Ćwiczył ciało i umysł przygotowując się do rozpoczęcia treningu. Był świadom tych części szkolenia Sith na które musi zwrócić szczególną uwagę. Przygotował się starannie, wreszcie stanął na kamiennej posadzce. Jego stopy spoczęły w wyżłobieniach stworzonych przez setki adeptów ćwiczących tu wcześniej. Skupiony umysł wyszukał ścieżkę w przeszłości. Zobaczył przed sobą doświadczonego mistrza, stopił się w jedno z obrazem ucznia. Ktoś obserwujący z zewnątrz widział tylko pojedynczą postać ruszającą się w takt niesłyszalnego rytmu...

Mijały miesiące. Wzrastało jego zrozumienie i przeczucie Mocy. Coraz częściej ulegał złudzeniu, że uczy go cały legion pradawnych dawno zapomnianych mistrzów. Czuł się jakby obudził Ciemną Stronę Mocy w tym miejscu. Wspomagała jego szkolenie sprawiając, że zadając pytanie prawie natychmiast znajdywał ścieżkę czasu, w której jakiś mistrz udzielał na nie odpowiedzi. Czuł jakby mistrz odpowiadał na zadane przez niego pytanie, a nie jakby on Mediator wysłuchiwał dawno ucichłych słów.

Czuł, że jego otoczenie zmienia się. Lecz prawdziwa zmiana zachodziła w nim samym. Potrafił płynnie przechodzić pomiędzy najsilniejszymi z uczuć. Nauczył się narzucać je otaczającej go Mocy. Bardziej widoczną zmianą było coś innego. Reagował zanim nastąpił bodziec. Wyglądało to tak jakby miał niesamowicie szybki refleks. Coraz częściej zagłębiał się w siebie. Obserwował swoje wnętrze jak jakiegoś nieznanego drapieżnika, reagującego szybciej niż myśl.

Był świadom zachodzących w nim wewnętrznych zmian. Swoje mentalnie wysyłane raporty opatrywał oznaczeniem: Szczególnie niebezpieczne, rozpoczynać głębszą analizę tylko, jeśli zginę. Skrawki informacji, które otrzymywał w zamian ze swojego świata chował głęboko w umyśle. W miejscach szczególnie pilnie strzeżonych poukładane były informacje o kolejnych stoczonych wojnach, o często drogo okupionej wiedzy, dzięki której każda kolejna bitwa była łatwiejsza.

Codziennie stapiał się z setkami cieni ćwiczących tu niegdyś uczniów. Coraz częściej stawał w miejscu mistrza. Moc podpowiadała mu, że jest silniejszy od wielu mistrzów z Czasu Upadku. Nie wystarczało mu to. Musiał być równie silny jak najlepsi najlepiej wyszkoleni mistrzowie w Okresie Panowania. Gwałtowna Strona Mocy niesłychanie pociągała go, tą samą umiejętność, którą niektórzy uczniowie posiadali w lata, on opanowywał w tygodnie. Wykorzystywał Moc do szkolenia się. Sam był sobie mistrzem i uczniem.

Znał zwykły tok szkolenia. rycerza Sith. Mistrz podporządkowywał sobie ucznia. Uczeń mógł dzięki temu wykorzystywać i rozwijać posługiwanie się gwałtownymi uczuciami i mocą w dość bezpieczny sposób. Mediator nie mógł pozwolić sobie na taki luksus. Nikt nie mógł go kontrolować. Gdyby uległ obcej woli stałby się zagrożeniem dla swojego świata. Nie mógł do tego dopuścić. Cele jakimi mógł się kierować musiał wyznaczać sam.

Interesowała go droga Sith z okresu, gdy niedawno rozeszła się z drogą rycerzy Jedi. Było tu niewiele ścieżek z tego okresu. Przeszłość do której wiodły była zamazana, niejasna i niekompletna. Mimo to dokładnie je zbadał. Często krążył wzdłuż ścieżek czasu, które skupiały się wokół jednej postaci. Imię Sitha, którego często poszukiwał w przeszłości było dziwne - Irth.

Nie kojarzyło się z mocą i nie było pompatyczne ani budzące grozę, jak imiona, które przybierali niedoszkoleni mistrzowie z Okresu Upadku. Ten dawny mistrz interesował się ścieżką Jedi przekonany, ze droga do prawdziwej mocy wiedzie poprzez obie zjednoczone ścieżki. Według niego kierujący Gwałtowną Stroną Mocy Sith mógł wiele zyskać będąc świadomym powściągliwej metody Jedi. To on wprowadził elementy kontroli i powściągliwości do szkolenia rycerzy Sith. Dzięki niemu nastąpił okres Umysłu poprzedzający Czas Panowania. To następujący po nim mistrzowie zaczęli zwabiać rycerzy Jedi na Ciemną Stronę Mocy mamiąc ich widowiskowymi pokazami jej siły. Jedi, którzy zasmakowali w Gwałtownej Stronie służyli przekazując wiedzę o ścieżce Jasnej Strony Mocy, w zamian dostawali ochłapy prawdziwego treningu rycerza Sith. Ci głupcy nie byli zdolni przestawić się na zupełnie odmienny sposób kierowania Mocą.

Mediator rozpoczął gwałtowne i śmiertelnie niebezpieczne treningi z użyciem najbardziej zaawansowanych technik Ciemnej Strony Mocy. Czuł niecierpliwy oddech planety na tle nieustannej walki o przetrwanie przeróżnych żyjących na niej organizmów. Nauczył się wywoływać spektakularne emanacje Mocy. Sprawiał, że przedmioty latały, topiły się w niebieskich iskrach In-Antar (siły umysłu). Nauczył się znikać, wywoływać iluzje ,tak rzeczywiste, że mogły zabić! Teraz wiedział już, że prawdziwa siła nie leży w tych kuglarskich sztuczkach, lecz w świadomym widzeniu i kształtowaniu przyszłości, we wpływaniu na wiele sposobów na żywe istoty. Potrafił wyobrazić sobie takie sposoby wykorzystania Mocy, że zaczął podziwiać mistrzów Sith, za to, że pomimo wojen i konfliktów nie uciekali się do ich użycia.

Bardziej zaawansowane sposoby użycia In-Antar nie pozostały bez echa. Mediator miał się o tym wkrótce przekonać. Moc była na poły siłą, którą dało się kształtować, na poły istotą, która sama kształtowała. Był już na tyle wyszkolonym mistrzem, że wyczuł siłę zaburzenia Mocy, poznał siłę wezwania i poczuł strach. Nie chciał ujawniać swojej obecności komukolwiek, a taka fala Mocy mogła zostać wyśledzona. Pozwolił swojemu gniewowi rosnąć. Wyglądało to spokojnie. Pojedyncza postać Mediatora, ubranego w czarny powiewający na lekkim wietrze strój, stała w absolutnym bezruchu i ciszy. Gniew przekroczył granice ciała, modulowany strachem jednoczył się z Mocą. Na początku nic się nie zmieniało. Po chwili głośne do tego momentu głosy przeróżnych zwierząt w otaczającej dżungli zamilkły. Tylko po to by rozbrzmieć dzikim wrzaskiem, gdy drapieżniki w szale atakowały swe ofiary. Pojawiły się niebieskawe ogniki In-Antar wokół postaci młodego mistrza Sith. W tej samej chwili dżungla na powrót ucichła, jakby zdziwiona swym nagłym wybuchem. Bez ostrzeżenia różne wizje przyszłości uderzyły w Mediatora. Dzięki swym umiejętnościom odnalazł porządek w pozornym chaosie i popędził umysłem wzdłuż kilku ścieżek. Odnalazł te w których obudzona przez niego nieopatrznie Moc sprowadzała w te miejsce kłopoty.

Niebieskie ogniki In-Antar pojawiały się coraz częściej, tam gdzie uderzyły w ziemię, piasek zamieniał się w szkliwo, tam gdzie dotknęły skóry pojawiała się szybko krzepnąca krew. Mediator zdawał się tego nie dostrzegać. Zasłona ciemności wokół niego gęstniała rozświetlana, przez coraz liczniejsze ciemnoniebieskie ogniki. Nareszcie wypuścił gorliwie gromadzoną Moc. Pierwotna fala Mocy którą był zdecydowany unicestwić stopniowo poddawała się przeciwnemu działaniu drugiej utworzonej przez niego fali. Istoty, które pierwsza fala delikatnie popchnęła w kierunku jakiegoś działania, poczuły równie delikatne pchnięcie w drugą stronę.

Mediator upadł na ziemię dysząc ciężko. Z ust pociekł mu strumyczek ciemnoczerwonej krwi, taki sam płynący z nosa powoli zastygał. Ciało młodego Sitha drgało otrząsając się ogromnego szoku jakim było użycie tak dużej Mocy. Mediator wysiłkiem woli wyciągnął poprzypalaną w paru miejscach rękę. Nie podda się, jeszcze nie tym razem. Powoli, jak jakiś ranny płaz poczołgał się w kierunku ukrytego w oddali smukłego kształtu N872. Co i rusz tracąc przytomność poruszał się w wyznaczonym kierunku. Tylko niewysłowiona wściekłość była w stanie zmusić jego ciało do powolnego ruchu w którym każdy gest był wymyślną torturą. Tracąc przytomność widział obrazy z przeszłości znacznie wyraźniejsze od zamazanego widoku w chwilach przytomności.

Powstrzymał najgroźniejsze konsekwencje. Zatrzymał wezwanie. Ta myśl w chwilach przytomności dodawała mu sił. Był w błędzie. Wezwanie zostało zniwelowane w teraźniejszości i przyszłości. Jednak z przeszłości zostało wezwane coś, co nie było w pełni martwe. Wspomagane przez Moc wracało do miejsca, w którym już kiedyś było.

Zajęło to więcej czasu niż przypuszczał, jednak w końcu systemy wspomagania funkcji życiowych N872 , wspomagane przez jego własne wcześniejsze szkolenie Mediatora i obecne rycerza Gwałtownej Strony Mocy doprowadziło jego ciało i ducha do jako takiego stanu.

Wraz z powrotem do zdrowia jego sny stawały się coraz bardziej gwałtowne. Śmierć i namiętność ,zjednoczone w odwiecznym tańcu, dominowały w jego nocnych wizjach. Coraz częściej pojawiał się ciągle ten sam sen. Za każdym razem widział go z innej perspektywy, poprzez oczy i zmysły kolejnych uczestniczących w nim osób. Z każdą nocą rosła jasność i wyrazistość snu. Był on jednak tylko nędzną kalką wizji, która wdarła się do jego umysłu po wysłaniu niwelującej fali In-Antar. Dane mu było zobaczyć koniec Okresu Panowania, ciąg wydarzeń które zapoczątkowały Okres Upadku. Wtedy, gdy ranny czołgał się do N872 zobaczył tryumf nienawiści i uprzedzeń nad rozsądkiem i równowagą. Jednego był pewien, tego co zobaczył nigdy nie zapomni, nigdy nie wybaczy...

Kontynuował treningi. Skupił się na doskonaleniu wykorzystania Mocy we wszystkich jej aspektach. Ostrożnie rozwijał swe umiejętności kontroli In-Antar. Był świadom szczęścia i aktywnej pomocy Gwałtownej Strony Mocy podczas wysłania fali niwelującej wezwanie. Teraz już wiedział, że jego zwycięstwo nie było pełne. Ciemna Strony Mocy sięgnęła w przeszłość i teraz na planecie znajdowało się coś nowego, coś, co kiedyś już tu było. Wyraźnie czuł obecność istoty silnej Mocą.

Był świadom obecności czegoś obcego na planecie, jednak przy całym swym wyszkoleniu nie mógł tego czegoś znaleźć. Z upływem czasu zaczynał rozumieć jego istotę. Kiedyś był mistrzem Sith - człowiekiem, teraz wyczuwany przez Mediatora, był bardziej skupieniem Mocy niż rzeczywistą żyjąca istotą. Umykał obserwacji. Musiał być mistrzem z Okresu Upadku, wtedy to Sithowie nauczyli się ukrywać, oszukiwać Moc, tak by nic nie zdradzało ich obecności.

W świątyni było niewiele wiedzy z Okresu Upadku. Tym raźniej Mediator powitał chwilę, gdy po raz pierwszy zobaczył intruza. Nieznajomy mistrz włosy miał mlecznobiałe, wyraz twarzy zacięty, oczy zdradzały prawdziwy wiek i tragedię, która przyczyniła się do wzrostu zrozumienia Mocy. Patrzyli na siebie długie chwile. Wkrótce Mediator zaczął się od niego uczyć.

Nie mówili nic o sobie - teraz byli tylko mistrzem i uczniem. Mediator trenował ciężej niż zwykle nie tylko zdobywając wiedzę, lecz także opierając się próbom przejęcia kontroli przez Mistrza. Sen - wspomnienie przełomowego wydarzenia były broną Mistrza, który dawno temu sam stał się częścią Mocy. Mijały tygodnie. Mediator poznawał techniki wynalezione w Okresie Upadku przez Sthów by przeżyć i wywrzeć zemstę.

Nadszedł czas ostatecznej próby.
- Ugnij się przede mną! Musisz zjednoczyć się z wolą Sithów. Musisz wypełnić wolę Kręgu!
- Nie, sam jestem swym panem, sam jestem swym mistrzem!
Mediator poczuł drganie Mocy i wizję, którą oglądał już wielokrotnie. Poczuł jak obrazy próbują przeniknąć do jego umysłu.
- Stać cię na więcej niż przypominanie zamierzchłej przeszłości.
Wizja wpełzła do umysłu Mediatora. Po raz kolejny młody Sith zobaczył przeszłość:

Stali na kamiennej posadzce. Wszystkich stu członków Kręgu Mistrzów Sith stało w skupieniu. Czekali. Wojna z Jedi musi się zakończyć tu i teraz. Tu pod złotym słońcem Il-alil na ukrytej w bezbrzeżnym kosmosie planecie, w cieniu majestatycznej świątyni nastąpi spotkanie. Rozsądek i równowaga muszą zatriumfować! Za kilka chwil przybędzie delegacja mistrzów przeciwnej strony Mocy , ze statku wyjdą Jedi. Dziś zakończy się wojna. Nie wszędzie walki ustaną, nie wszędzie będzie to możliwe, lecz Wojna zakończy się. Dziś rozpoczną się rozmowy pokojowe. Jako zwycięzcy jesteśmy gospodarzami spotkania. Dla równowagi Mocy dla rozsądku upokorzyliśmy się spotykając się w pełnym składzie Kręgu z zaledwie delegacją Rady Jedi. Wszyscy widzieliśmy w jednej ścieżce przyszłości czym może się to skończyć, jednak z odpowiedzialnością podejmujemy ryzyko.

Są bliżej, wyczuwamy ich obecność na martwym statku lecącym w naszym kierunku. Jest ich dziesięciu - wszyscy co do jednego są mistrzami Jedi. - Jest wśród nich słabe ogniwo! Jak mogli pozwolić sobie na takie ryzyko! Głupcy! Zdrajcy!
Czujemy strach jednego z mistrzów Jedi. Wiemy co zaraz się stanie. Jesteśmy spokojni. Czujemy strach pomieszany z nienawiścią Słabego Ogniwa - mistrza Jedi. Widzimy poprzez Moc jak zabija strażników, dochodzi do komory sterowniczej, uruchamia broń. Odejdziemy teraz, zjednoczymy się Mocą, a ci głupcy zapłacą za swój błąd!
Broń - supertorpeda chroniona Mocą leci w kierunku planety. Już nic nie da się zrobić. Inni mistrzowie Jedi powstrzymują Słabe Ogniwo. Po co, i tak nie ma to już najmniejszego znaczenia. Torpeda uderza w powierzchnię planety. Następuje skierowana do wewnątrz detonacja. Pęka skorupa planety. Od miejsca uderzenia we wszystkich kierunkach rozchodzą się blizny rozpadlin sięgające płynnej magmy. Giną miasta na planecie, my giniemy. Żaden organizm bardziej skomplikowany od bakterii nie przeżyje tego kataklizmu. Wojna nigdy się nie skończy.
Zachodzi słońce nad czerwoną od płynnej magmy planetą.

- Znam przeszłość, lecz moim przewodnikiem nie będzie zemsta!

Młody Sith i siwowłosy mistrz nie zbliżają się do siebie. Moc narasta wokół nich. Pojawiają się niebieskie iskry In-Antar. Mediator pierwszy atakuje - niebieskie ognie In-Antar palą przeciwnika. Atak siwowłosego jest słabszy, stary Sith wyraźnie słabnie. Pomimo przewagi Mediatora walka przeciąga się, nareszcie Moc wokół starego Sitha rozprasza się. Siwowłosy rozpływa się w Gwałtownej Strony Mocy, która go tu przywołała.
- Nadajesz się. Teraz jesteś prawdziwym mistrzem. Pamiętaj!
Widmowa postać siwowłosego mistrza ostatecznie rozprasza pozostawiając po sobie wypalone przez In-Antar otoczenie.
- Zwyciężyłem. Jestem sobą!

Mija wiele chwil nim pozostały na placu boju mistrz Sith odwraca się i idzie w kierunku świątyni. Staje przed wykutymi w litej skale grotami. In-Antar poprzednich mistrzów je utworzyła. Przywołuje Moc. Po tysiącu lat skała topi się tworząc tunel kolejnego mistrza

Ciemnej Strony Mocy.

ROZDZIAŁ 2

Dopełnił swego treningu w tym miejscu. Minęło znacznie więcej czasu niż pozwoliłby sobie na to wcześniej. Wiedział, że było warto. Ten świat był znacznie bardziej niebezpieczny niż wskazywały wstępne analizy. Użycie Mocy mogło przeważyć szalę wielu bitew. Mógł teraz wrócić, lecz ... Było jeszcze coś. Sygnalizował to słabo w wysyłanych raportach. Trening Sitha zmienił go. Istniało pewne ryzyko, że sam może stać się zagrożeniem. Musi albo zostać tu, albo...

Legendarny Mistrz Gwałtownej Strony Mocy - Irth wspominał o pewnej możliwości. Zginął badając tę ścieżkę: Jedi mieli kiedyś coś bardzo interesującego - pewną szczególną umiejętność - coś co było pomostem. Dwie twarze tej samej Mocy. Zdobędzie tę umiejętność.

Rada Jedi da mu wszystko, o co poprosi - nawet oni ze swoimi mizernymi umiejętnościami muszą zdawać sobie sprawę, że wkrótce przestaną istnieć. Nie można zaburzać równowagi Mocy i liczyć na bezkarność. Nie można niszczyć całego Kręgu mistrzów Sith wraz z planetą na której się znajdują, nie licząc się z niewyobrażalną odpowiedzą nagle uwolnionej Mocy. Wkrótce cała galaktyka spłynie krwią, zemsta Ciemnej Strony Mocy za Rzeź Mistrzów sprzed tysiąca lat będzie straszna. Zacisnął pięści, a z jego ust wydobył się opętańczy śmiech. Jeśli chcą ocalić cokolwiek ze swej obecnej siły będą musieli przyjąć jego pomoc. Pomoc wroga. A jeśli będą się wahać, no cóż, przynajmniej utoczy trochę wrogiej krwi zanim zginie...

Pozostaje jeszcze jedna kwestia, imienia. Ponieważ podążać będzie ścieżką rozpoczętą przez legendarnego mistrza, przyjmie jego imię. Szkolił go także mistrz sztuki Sith z Okresu Upadku. Jego imię będzie więc brzmiało Darth Irth... Przynajmniej do czasu, aż zostanie wezwany. Uśmiechnął się. Trzeba działać - ścieżka Ciemnej Strony Mocy nie będzie czekać wiecznie...

Koniec części pierwszej