Co nowego | Mieszkanie | Galeria | Praca | Kontakt
   

5.10.2006 (Dzień piąty)

Dziś wstałem o 6:30. Wyszedłem na balkon i się rozejrzałem:
... w prawo
... w prawo
... w lewo
... w lewo
I ostatecznie przed siebie. Zobaczyłem jak pan sklepikarz, ze straganu ustawionego na wprost naszego balkonu przepycha samochód, który nie odjechał zanim ów pan swój stragan rozstawił.
Sprzedawca przepychający samochód
Sprzedawca przepychający samochód
Nieszczęśnik, właściciel "kropka" miał pecha. Panowie przepchali jego auto o kilka obrotów silnika. Wiem,l bo widziałem jak podskakiwał jak go pchali. Na szczęście nic mu się nie stało, bo kiedy przyszedł za moment kierowca, po krótkiej wymianie zdań zapalił kropka i odjechał.
Szybko się zebraliśmy. Śniadanie w hotelu z dnia na dzień skromniejsze. Nie ma nawet co opisywać.
Potem tradycyjnie. Metro, "20" i pieszo do uniwerku. Zaczynało się tak jak co dzień. Jednak coś się pozmieniało. Daniel dostał nowy komputer, z super klawiaturą. Poza tym dobiło nam kilka osób do laboratorium i mimo, że nie wchodzimy sobie w drogę to ciężko jest się skupić.
Nastąpił mały zwrot z stosunkach polsko - włoskich. Nasi koledzy zaprosili nas na kawę. Kawę z automatu, tak dla uściślenia, no i płaconą każdy za siebie. Tym nie mniej było miło. Okazuje się, że mamy koło pokoju automat z kawą, kanapkami, wodą, napojami i innymi tego typu rzeczami. Odkrycie.
Standardowo o 13:30 poszliśmy na obiad. Niby przypadkiem spotkaliśmy tam Paola. Znowu był ścisk, tłok i mały wybór. Wziąłem makaron i sałatkę z mozzarellą. Sałatkę tą wziąłem nawet dwa razy: pierwszy i ostatni. Trzeba chyba zmienić miejsce stołowania się. Tego się nie daje zjeść.  Do naszego stolika, dosiadła się Emilia. Koleżanka ta, kończy studia i zajmuje się tym co my mamy robić w ramach wymiany. We czwórkę porozmawialiśmy nieco i zaraz po obiedzie wróciliśmy do laboratorium. Lody najwyraźniej zostały przełamane, bo i ona zaproponowała wspólną kawę. Niestety odmówiliśmy. Po wspaniałej sałatce, kawa mogłaby spotęgować efekt zwrotny. Posiedzieliśmy dziś do 18.
W hotelu znowu mieliśmy posprzątany pokój. Zmieniona pościel, poukładane rzeczy, a nawet złożone w kostkę mój strój wieczorowy (i poranny zarazem). Wziąłem tylko prysznic i poszliśmy na spacer. Trasa była w dużej części z góry ustalona. Po pierwsze Plac Hiszpański i Schody Hiszpańskie.
Daniel przy schodach hiszpańskich
Daniel przy Schodach Hiszpańskich
Potem, podążaliśmy zgodnie z mapą do Fontanna di Trevi.
Fontanna di Trevi
Fontanna di Trevi
Prawda, że ładne? Kilka osób obok nas, też tak uważało.
Kilka osób obok nas
Kilku osobom, też się tam podobało.
Danielowi też się podobało
Danielowi też się podobało.
Potem już spokojnym spacerkiem doszliśmy do bardziej znanych nam miejsc, już z reszta opisywanych na tej stronie.
Vittorio Emanuele
Vittorio Emanuele - tuż przed zaatakowaniem nas przez stado nadjeżdżających samochodów.
No i na koniec, oczywiście, bo jakże mogłoby być inaczej:
Koloseum
Koloseum w wersji innej
Jako, że robiło się późno, postanowiliśmy wsiąść do metra. Akurat tuż obok Koloseum jest stacja, więc czym prędzej znaleźliśmy się na peronie. Duchota i wysoka temperatura dała się nam we znaki. Zaraz byliśmy mokrzy. W pociągu trafiły nam się miejsca na przeciwko pani, która karmiła jedną piersią jedno dziecko, a drugą drugie. Mąż (czy ktokolwiek inny, kto był z tą panią), zataczał się w dalszej części wagonu i zaczepiał pasażerów. Nie daliśmy się sprowokować, nie daliśmy mu nawet szansy się do nas zbliżyć bo na najbliższej stacji wysiedliśmy, tak z resztą jak oni. Szkoda tylko tych dzieciaków. Naprawdę. Traf chciał, że najbliższą stacją, była stacja Termini, czyli główny dworzec w Rzymie, a ponadto stacja przesiadkowa metra. Jechaliśmy linią B, a potrzebowaliśmy iść do A. Wszystkie drogowskazy do linii A prowadziły do zamkniętych drzwi. Po drugim okrążeniu stacji trafiliśmy na kartkę z informacją, że od 21:00 metro A nie kursuje, ze względu na prace remontowe. Zorganizowana jest zamiast tego zastępcza komunikacja autobusowa. Poszliśmy więc na przystanek. Mijaliśmy po drodze różne indywidua. Głównie byli to ludzie karnacji śniadej z rosyjskojęzycznej strefy wpływów. Było ich naprawdę dużo. Do tego dookoła brzydki zap.... smród, brud, syf, kiła i mogiła. Znowu przypomniało mi się o dzieciakach z metra. Pomoc społeczna przywiozła im jedzenie samochodem, do którego ustawili się bardzo szybko we "włoskiej kolejce". Nie wyglądało to za ciekawie i wszystkim odradzam zapuszczanie się w te rejony o 22 bez wyraźnej potrzeby. Przystanek linii autobusowej odnaleźliśmy bardzo szybko. Autobus podjechał za moment, wsiedliśmy, usiedliśmy i jedziemy. Wlekliśmy się niesamowicie. Mijaliśmy rząd tramwajów, stojących na ulicy, z włączonymi światłami, lecz bez pasażerów. Powodem zatrzymania okazał się zdefektowany autobus, który akurat stanął na torach. Za kilkanaście minut byliśmy na przystanku koło naszej stacji metra, w drodze do hotelu napiliśmy się jeszcze wody ze źródła na ulicy. Teraz sobie odpoczywamy. Daniel już śpi, a ja zaraz też sie kładę, skończę tylko moje dzisiejsze wypracowanie.
Dobranoc.

PS. Jutro ma być strajk pracowników komunikacji miejskiej.

   



Powered by:  statystyki www stat.pl    Nvu   Asus