|
7.11.2006 (Dzień trzydziesty ósmy)
Dzisiejsza
noc trwała dla mnie 5 godzin i 20 minut. W tutejszych warunkach, co
najmniej o 4 godziny za krótko. Zarwałem 42% nocy. Nietrudno się
zatem domyśleć jak się czułem z rana. Daniel chyba też miał problem ze
wstaniem. Gdy skończyłem śniadanie, on dopiero szedł do łazienki.
Dziś dla odmiany nastaliśmy się na przystanku. Coś koło 30 minut. W
laboratorium byliśmy o 9:30. Wspaniale. Przystąpiliśmy zatem do pracy
nad projektem. Zaczynam sie na to wszystko już wkurząc, cokolwiek byśmy
nie wymyślili układ nie działa. Fachowo mówiąc - albo jest
stabilny, albo poprawnie transformuje impedancję. Dwa warunki na raz
nie są nigdy spełnione. Naszym celem jest ich spełnienie. Pracujemy nad
tym.
Krótka przerwa na zjedzenie w barze kanapki przygotowanej w domu
daje nam kilka minut wytchnienia od zamkniętego, nagrzanego do granic
możliwości laboratorium.
Tu kilka słów mojego komentarza.
Włosi się kochają w upale. Bardzo im odpowiada ciepły klimat, w
którym żyją. Poza tym odczułem na własnej skórze jak
działa tu ogrzewanie. Ano, działa w systemie zero jedynkowym. Nie
działa lub działa na maksimum. I tak, w piątek zmarzłem w laboratorium,
a dzisiaj myślałem, że się rozpłynę, nie mówiąc już o tym, że
piekła mnie skora od suchego powietrza, a zaduch jaki panował
przyprawiał mnie o ból głowy. Kilka razy, jak zostaliśmy sami
otworzyłem okno i przykręciłem kaloyfer, ale zaraz ktoś inny ustawiał
go spowrotem na maksymalny bieg.
Poczułem się zmeczony koło 16. Zakończylyśmy pracę tym akcentem. Szybko
udałem się do domu, Daniel znowu pojechał do Kerfjura. Podjąrałem męską
decyzję o przygotowaniu mielonych. Zrobiłem je. Wyszły nawet smacznie.
Efekt zepsuła charakterystyka działania kuchenki elektrycznej, ale
smakowo nie mogę im nic zarzucić. Daniel też zrobił sobie kolację. Dziś
on jadł ravioli. Potem wziął mój komputer i podłubał coś w
projekcie. Ja tym czasem zabrałem się za porządki w pokoju, kuchni,
wypisywanie kartek i robienie prania. W sumie wyszło na to, że
wieczór mi upłynął na pracach domowych. I dobrze. Mam teraz
pachnące koszulki i biurko, które się świeci jak detale na
pomniku Victorio Emanuele.
Tym razem poszedłem wcześniej spać. Już o 22 mnie nie było. Może w końcu się wyśpię.
|
|