|
12.11.2006 (Dzień czterdziesty trzeci)
Niedziela. Pada.
O 6:00 obudził mnie budzik, którego zapomniałem wczoraj
wyłączyć. Wyłączyłem go czym prędzej i wróciłem do wspaniałego
zajęcia zwanego spaniem. Druga pobudka przypadła na 9:00. Po śniadanku
wziąłem się za małe sprzątanie, kąpiel i w końcu koło 13 wybrałem się
do sklepu. Akurat jak wyszedłem rozpadało się na dobre. Po drodze
zaczepił mnie jakiś facet i o coś zapytał, ja odpowiedziałem mu
standardowym tekstem. On nie odpuszczał i zapytał po angielsku, gdzie
jest hotel Petra. Na to pytanie znałem odpowiedź, więc jej mu
udzieliłem. W drodze do Kerfiura jeszcze dwa razy mnie ktoś o coś pytał
i dwa razy odpowiedziałem, że no parla italiano. Dotarłem do sklepu
totalnie przemoczony. W Kerfiurze dziś zrobiłem nieco większą rundkę.
Odwiedziłem MediaWorld i nieuczęszczane przez nas działy samego
Kerfiura. Dziś zrobiłem zakupy nadzwyczajne. Zakupiłem na najbliższe
obiady lasagne, grillowane bakłażany przekładane mozzarellą, paellę
(ryż z papryczką z owocami morza), a także mrożone owoce leśne. Do tego
na kanapki wędzonego łososia i rybę, której nazwy nie znam, ale
jak tylko sprawdzę w słowniku to napiszę. Do tego wszystkiego jeszcze
doszło pieczywko. Razem wyszło 26€. To największy rachunek do
tej pory. Szybko zebrałem się do domu. Po drodze jeszcze odpowiedziałem
na jedno pytanie o drogę. Po włosku, a jak. Dotarłem do domu i zacząłem
sie suszyć. Chwilkę potem się zdrzemnąłem, a po drzemce wziąłem się za
obiad. Z pewną nieufnością przyrządziłem paellę. Moją nieufność
wzbudzały owoce morza. Ostatecznie wyszło bardzo
dobrze. Smacznie. Czuję, że jeszcze nie raz będę to tutaj
jadł. Teraz Daniel poszedł do sklepu. Ja posiedziałem nad komputerem,
troszkę ogarnąłem kuchnię, a także pouzupełniałem braki na tej stronie.
Zaraz biorę się za projekt. Czas goni niesamowicie szybko.
|
|