|
13.11.2006 (Dzień czterdziesty czwarty)
Dziś
podjeliśmy męską decyzję o przesunięciu naszych godzin pracy o godzinę.
Wstaliśmy zatem o 6:00, dla uściślenia o 6:00 zadzwonił mój
budzik, potem znowu o 6:20, a sam podniosłem się o 6:25. Daniel wstał
jeszcze później, jak ja już kończyłem śniadanie. Jadąc godzinę
wcześniej, transport publiczny Rzymu odkrywa swoje dodatkowe zady i
walety. Zaletą główną jest to, że autobusy jeżdżą częsciej,
wadami natomiast jest tłok w autobusie i korki na ulicy.
W laboratorium było jak zwykle. Mordowanie się z ADS'em. Już mam dość
tego programu i tego całego projektu. Coraz częsciej nachodzi mnie
ochota na odinstalowanie tego kombajnu. O godzinie 17 przyszedł kres
zmęczenia. Wyszliśmy. Daniel pojechał do Kerfiura, a ja do GSu. Nie
chce mi się chodzić do Kerfiura. GS mam bardziej po drodze, a poza tym
w GSie mniej się wydaje. Zakupiłem pieczywko, winogronka, pomidorki i
masełko. Potem szybciutko do domku. Obiadek, sprzątanie kuchni i znowu
projekt. Tylko zepsułem sobie tym wieczór. Inna rzecz, że
zaczyna mnie gryźć sumienie. Dziś zacząłem robić ten projekt od nowa.
To, co robiliśmy przez pierwsze 2.5 tygodnia naszego pobytu, zrobiłem
sam w ciągu jednego wieczora. Gdyby tak tylko dalej tak się udało.
Teraz kładę się spać. Jutro znowu mi zadzwoni budzik o 6:00.
|
|