|
13.10.2006 (Dzień trzynasty)
Dziś piątek, 13 października, a my nie jesteśmy przesądni.
Dziś rano historia się z deczka powtórzyła. Co prawda nie
podniosłem się o 6:30, tylko godzinę później, co jednak nie
przeszkodziło w tym by być później na uniwersytecie tylko o 15
minut.
Gdy przyszliśmy wpadliśmy w centrum paniki, która udzieliła się
wszystkim. Internet nie działa. Wszyscy byli najwyraźniej przez to
podminowani. Nie ukrywam, że ja też do poddenerwowanych należałem.
Około 11 internet wrócił na swoje miejsce, czyli do gniazdek.
Wszyscy odetchneli z ulgą. To jest zdecydowanie oznaka ogólnego
uzależnienia od tego "urządzenia", którego nie da się do końca
wyłączyć.
Robiliśmy to co zwykle, czyli grzebaliśmy w ADS'ie. Na obiad trafiło mi
się coś najkoszmarniejszego od początku pobytu we Włoszech. Kotlet, z
jakąś zmieloną zieloną zawartością w środku, do tego frytki. Wszystko,
żeby nie było wątpliwości w plastiku, odgrzane w mikrofalówce.
Rezultatem było uparowanie tej całej zawartości opakowania i w
rezultacie wszystko miało smak jakby było odgrzane w wodzie. Ponadto,
kotlet sam z siebie był koszmarny w smaku, więc ... dalszy komentarz
jest zbędny.
Pracę skończyliśmy o 15:30 i z radością, że nadchodzi weekend udaliśmy
się do pokoju. Chyba obaj byliśmy zmęczeni. O 17:30 obaj tak usneliśmy,
że obudziliśmy się po dwóch godzinach. Daniel zaproponował
wyjście. Tak też uczyniliśmy.
Plan był taki by przejść od Schodów Hiszpańskich do Koloseum i
wrócić do domu. Gdy dojechaliśmy do stacji metra Spagna,
postanowiliśmy wyjść wyjściem, które prowadzi na górę
schodów. Tak pokręciliśmy, że wyszliśmy na centrum sportu i w
dość egzotycznym i mało oznaczonym kierunku od schodów. Idąc
jednak za strzałkami przeszliśmy przez bardzo ładną ulicę - Via
Vittorio Veneto. Na ulicy tej odbywały się spotkania związane z
festiwalem filmowym, który się w Rzymie odbywa od 13 do 21
października. Ładnie oświetlona, z wieloma restauracjami i kafejkami
naprawdę robiła wrażenie. Nie było na niej nawet naśmiecone, co w
centrum jest ewenementem.
W końcu doszliśmy do Schodów Hiszpańskich - tym razem już tam
gdzie chcieliśmy, na ich górę. Widok z góry, zwłaszcza z
góry jest niesamowity.
|
W dół schodów - Via dei Condotti |
|
Kościół Sant Carlo al Corso |
|
Kolacja przy Schodach Hiszpańskich |
Ze Schodów, nową, udziwnioną trasą podeszliśmy znowu do Fontanna di Trevi. Tutaj widok był równie ciekawy.
|
Fontanna di Trevi, w całej okazałości |
|
A to sam środek fontanny |
Potem dalej spacerkiem, Via del Corso przeszliśmy koło wielkokrotnie tu
wspominanego pomnika, monumentu Vittorio Emmanuele, przez Via dei Fori
Imperiali do Koloseum, gdzie wsiedliśmy w metro i dojechaliśmy do
Termini.
Nauczeni doświadczeniem z poprzedniej soboty nie szukaliśmy wejścia do
metra A,tylko od razu poszliśmy na przystanek linii zastępczej MA2. Po
10 minutach oczekiwania przyjechał nasz autobus, ale był tak napchany,
że nie dało się podejść do niego, nie mówiąc o wejściu.
Postanowiliśmy czekać. Ten zapchany pojechał, a za 2 minuty przyjechał
drugi, niemal pusty. Wsiedliśmy jak królowie i zajęliśmy
miejsca, nie obok siebie, ale zawsze. Pusty autobus zmienił się jednak
bardzo szybko w pełny, powiem więcej, nawet bardzo pełny. Jako ostatnie
dopchały się dwie panie z walizką. Nie wiem czemu zwróciłem na
nie uwagę. Panie były troszkę zdezorientowane i jedna z nich
powiedziała, do drugiej (będąc 10cm ode mnie): "Czy tu ktoś mówi
po polsku", na co ja zapytałem, czy mogę w czymś pomóc. Pani o
jaśniutkich włoskach i bardzo jasnej karnacji zaraz zrobiła się dość
mocno czerwona ale tylko na chwilkę. Zapytała się, czy ten autobus
jedzie na Anaginę i czy bilety z automatu tu pasują. "Oczywiście"
odparłem i ustąpiłem drugiej, nieco starszej pani mojego miejsca. Jak
się okazało, panie przyjechały na weekend do Rzymu. Na Anaginie były
umówione ze znajomą, u której miały mieszkać.
Rozmawialiśmy o Rzymie i o naszym i ich pobycie całą drogę,
która minęła bardzo szybko. Rozstaliśmy się na Anaginie. Na nie
czekała znajoma, a na nas autobus 046. Dojechaliśmy błyskawicznie do
domu i po opisaniu tego dnia położyliśmy się spać.
|
|