|
14.10.2006 (Dzień czternasty)
Z okazji soboty nie ustawiałem budzika. Sam
się obudziłem. A jak już sam się obudziłem, a do tego potem jeszcze
spojrzałem na zegarek to była 10:20. Zatem szybko uskuteczniłem kąpiel,
zrobiłem śniadanie w trakcie kąpieli Daniela i zaraz obaj byliśmy
gotowi do wyjścia. Wyszliśmy. Dzisiejszy plan to Lido di Ostia, czyli
plaża Rzymian.
Idąc na przystanek zobaczyliśmy, że ucieka nam 046. Na szczęście nie
spieszy się nam. Poczekamy. Kolejne 046 przyjechało po 15minutach
(czyli niemal od razu). Na Anaginie wsiedliśmy w metro. Na stacji
Termini przesiedliśmy się w metro B, którym dojechaliśmy do
stacji Piramide. Tam przechodząc po schodkach szybko znaleźliśmy się na
peronie dworca, z którego odjeżdżają pociągi do Lido di Ostia. Szybko
znaleźliśmy informację, że nasze bilety działają na całej tej trasie,
oraz że pociąg odjeżdża punktualnie o 13:00. Zajęliśmy zatem miejsca w
wagonie i czekaliśmy. O 13:00 pociąg ruszył. Bogactwo graffiti na
ścianach, oknach, siedzeniach i suficie zajęło naszą uwagę. Ponadto
mieliśmy okazję obserwować naprawdę pełen przekrój profili
pasażerów tej linii. Mniejsza o to.
Po około 30 minutach byliśmy na miejscu: Lido di Ostia Centrale. Po
drodze na plażę Daniel zrobił zakupy żywnościowe na śniadanie. Szliśmy
kierując się męską intuicją. Prostopadle do torów i do przodu.
Po chwili, wiedzieliśmy już, że intuicja nas nie zawiodła. Jest morze.
Przeszliśmy kawałek poza obszar zajęty przez prywatne plaże do plaży
miejskiej. Tam też się rozłożyliśmy. Nie bylibyśmy jednak sobą,
gdybyśmy nie sprawdzili wody co czym prędzej uczyniliśmy.
|
Pierwszy wodę sprawdziłem ja... |
|
... a potem sprawdził ją Daniel. |
Woda była rewelacyjna. Nie za ciepła ale dało się wykąpać. Ponadto
zasolenie morza powodowało, że można się było położyć, tak na plecach
jak ni na brzuchu i zupełnie się nie tonęło. Rewelacja. Pełen relaks w
morzu. Zatem nasz czas spędziliśmy na kąpielach i na opalaniu się. To
drugie było nieco utrudnione, bo słońce operowało przez chmury. Jednak
skutki lekko dało się odczuć.
Podczas leżenia na plaży co chwila podchodzili do nas różni
ludzie proponujący a to chusty, wisiorki, figurki, breloczki, amulety.
Normalka, w Polsce też sprzedają różne rzeczy. Pewnym novum były
chodzące panie pochodzenia dalekowschodniego, które oferowały
masaże. Podobno bardzo dobre - jak twierdziły. Nie skusiliśmy się, ale
pani, która nieopodal nas leżała się skusiła. Pani - nazwijmy ją
Chinka - wyjęła z torebki oliwkę, rozebrała panią od pasa w górę
i ją masowała. Trwało to dość długo. Cena za usługę - nieznana. Potem
nasz widok na morze zasłoniła grupa turystek z Niemiec. Piszę, że
turystek pomimo iż byli tam i chłopcy. Tak, chłopcy. Chłopcy i
dziewczynki, w wieku lat kilkunastu. O dziwno obyło się bez jakże
niemieckiego Scheisse Scheisse dookoła i na całe gardło. Dziewczyny się
przebrały w kostiumy i poszły pływać, a chłopcy chyba bali się zimnej
wody. Po 17 zaczęło się robić chłodno, słońca nie było widać, więc
postanowiliśmy się zbierać. Ludzie, którzy plażowali obok nas
już się też obudzili. Na uwagę zasłużył jeszcze pewien pan,
który zamiatał swoim psem plażę. Polegało to na tym, że ciągnął
psa na smyczy, a ten zapierał się łapami by nie iść dalej. Wyglądało to
co najmniej śmiesznie. Pies wyszedł z tej opresji bez szwanku. Chyba
tylko w pierwszej chwili bał się wody. W każdym razie. Ubraliśmy się i
poszliśmy w kierunku dworca.
|
Promenada w Lido di Ostia |
Na dworcu spotkaliśmy poznaną na plaży grupę turystów z Niemiec.
Odwiedziliśmy dworcowy wucet, czysty i bezpłatny - tu kamyczek do
ogródka PKP. Co prawda duża potrzeba wymagała konsultacji
trenerskich u Apoloniusza Tajnera, ale w naszym wypadku nie było to
konieczne.
Wypróżniwszy zawartość naszych pęcherzy wyszliśmy na peron, na
który podjechał właśnie pociąg do Rzymu. Zajęliśmy miejsca i
przystąpiliśmy do lektury graffiti na ścianach, oknach i sufitach
wagonu. Ponownie przekrój pasażerów pociągu był
imponujący. Obok nas jechał pan z psem, który zamiatał plażę. Na
przeciwko niego siedziała starsza pani, która karmiła ów
pieska herbatnikami. Dojechaliśmy do stacji końcowej - Roma Porta
S. Paolo, przesiedliśmy się do metra, które przyjechało
błyskawicznie, potem do metra A i wysiedliśmy na stacji Ponte Lungo,
czyli tam, gdzie to robiliśmy za czasu pobytu w hotelu Tuscolana. Cel
tego był prosty. Byliśmy głodni. Udaliśmy się zatem w miejsce,
które poznaliśmy dość dobrze i byliśmy pewni tego co tam dają
jeść. Zamówiłem pizzę. Daniel, pomimo swych gróźb wzięcia
całego kurczaka, też wziął pizzę. Potem już tylko zakupy w pobliskim
sklepie i do domku. Reszta podróży udała się bardzo dobrze. Nie
czekaliśmy na rzaden środek transportu.
Po przyjściu do domu opłukaliśmy się z morskiej soli, chwilę
posiedzieliśmy i teraz zbieramy się do spania. Jutro kolejny dzień -
jak mniemam - pełen wrażeń.
|
|