Co nowego | Mieszkanie | Galeria | Praca | Kontakt
   

20.11.2006 (Dzień pięćdziesiąty pierwszy)

Tak jak pisałem wczoraj miejsce w kuszetce pozwoliło mi się przespać.
Budziłem się ze dwa, trzy razy, ale na bardzo krótko. W sumie do 6:30 spałem. Myślę, że to dobry wynik. Chwilę po mnie wstał mój współpasażer. Nie był zbyt rozmowny. Zapytał gdzie jadę, odpowiedziałem, że do Rzymu i że nie mówię po włosku. Potem jeszcze pytał się, na która mamy być w Rzymie. Udało mi się mu odpowiedzieć po włosku, że o 7:40. Tak też się stało. Przyjechaliśmy nawet przed czasem. O 7:35 byłem na miejcu. Od razu trząchnęło mną zimno. Jednak 600km na  północ robi swoje. Zapiąwszy sweter i kurtkę ruszyłem do metra. Wsiadłem dopiero do trzeciego pociągu. Dobra moja. Potem przeisadka na Termini na drugie metro, na Anaginie na 046 i byłem w domu. Teraz tylko prysznic i na uniwersytet. Nie ma co ukrywać, że czułem się jak wyjęty z maszynki do mielenia. Ledwo żyłem, ale byłem zadowolony z wyjazdu. Korzystając z luźniejszej chwilki zjadłem śniadanie w przywydziałowej stołówce i wziałem się za pracę. Przyszedł do nas szef wszystkich szefów tutaj, czyli profesor Giannini. Zapowiedział się na spotkanie z nami dziś wieczorem. Do 17 nie przychodził, wiec ja poszedłem do niego. Przeprosił, że nie przyszedł i zapowiedział się na jutro. Wróciłem do laboratorium. Skończyłem pracę o 18. Czułem się jeszcze gorzej. Wstapiłem jeszcze po drodze do GS'u na małe zakupy, niezbędne do przygotowania dzisiejszego obiadu i jutrzejszego śniadania. W domu tylko zjadłem i zgrałem zdjęcia z aparatu na komputer i chciałem się położyć spać. Niestety. Dwie pary brudnych spodni i niezamykająca się szuflada dawała o sobie znać. Zrobiłem więc jeszcze pranie. To już był koniec. Padłem ze zmęczenia.
   

Powered by:  statystyki www stat.pl    Nvu   Asus