|
21.11.2006 (Dzień pięćdziesiąty drugi)
Nie
podniosłem się po pierwszym dzwonku budzika, po drugim budziku
również. Zamiast o 6:00 podniosłem się o 7:04. Szybko się
zebrałem i o 7:45 czekałem już na "500". W laboratorium zacząłem sie
przygotowywać na wizytę szefa. Przyszedł. Obejrzał projekt, kazał
zrobić kilka rzeczy i powiedział, że przyjdzie później zobaczyć
wyniki. Z tej okazji postanowiłem troszkę zrobić sobie wolnego i
poprzeglądałem internet. O 10 wziąłem się za pracę, a o 11 poszedłem do
Paola skonsultować wskazówki udzielone przez szefa wszystkich
szefów. Po 3 godzinach wiedziałem już "wszystko". W międzyczasie
przyszedł Maciek. Udaliśmy się zatem razem na obiad. Po obiadku
popracowałem jeszcze nad projektem i dla Politechniki. Wyszedłem o 19 -
po 11 godzinach. Potem sprawy przybrały tradycyjny obrót, a więc
gotowanie obiadu, jedzenie, odpoczynek. Do tego jeszcze zmokło na
balkonie moje pranie, które wywiesiłem wczoraj. Miałem zatem
przymusowe zbieranie rzeczy z balkonu i ich składanie, a także
dosuszanie. Zmordowany znowu położyłem się po północy. Jutro już
tak być nie może.
|
|