|
22.10.2006 (Dzień dwudziesty drugi)
Przy niedzieli znowu nie
chciało się nam podnieść z łóżek. W przeciwieństwie jednak do
soboty zrobiliśmy to znacznie wcześniej niż o 14. Po śniadaniu
zajęliśmy się byczeniem. W końcu koło 15 zapadła decyzja o wyjściu na
spacer do sklepu. Poszliśmy. Zrobiliśmy znowu najpotrzebniejsze zakupy.
Po powrocie zrobiliśmy obiadek, a po krótkim odpoczynku
kalkulację naszych wydatków. Wyszło, że średnio wydajemy tutaj
100 euro tygodniowo. Kalkulacja uwzględnia także bilet miesięczny (30
euro), zakup kart do telefonu i doładowania tego telefonu. Zrobiło się
już ciemnawo, więc pomyśleliśmy o jakiejś skromnej kolacji. Małe co
nieco zdecydowaliśmy spałaszować na tarasie, bo i wieczór ciepły
i tak ciągle nie ma co siedzieć w domu. Tak też zrobiliśmy.
Kiedy wróciliśmy do pokoju usłyszeliśmy włączony alarm
przeciwpożarowy na korytarzu. Daniel wyszedł zobaczyć co jest grane. Za
nim wyszedłem ja. To był błąd. Zapomniałem zupełnie, że drzwi do
naszego pokoju się zatrzaskują. Staliśmy obaj w slipkach na korytarzu,
ja jeszcze z opakowaniem wędliny w ręku przed zamkniętymi drzwiami.
Obie nasze karty, którymi moglibyśmy otworzyć drzwi były w
środku. Zacząłem zatem dzwonić po sąsiadach coby pozwolili nam przejść
przez swój taras na nasz i w ten sposób dostalibyśmy się
do pokoju. Niestety, w zasięgu najbliższych 4 pokoi nikogo nie było.
Wybawieniem okazała się pewna nieletnia dama, która też wyszła
zobaczyć co się dzieje. Pozwoliła mi wejść na swój taras i w ten
sposób, przeciskając się przez kraty i między donicami dotarłem
do naszego pokoju i otworzyłem drzwi. Po tym całym zajściu poszedłem
podziękować ładnie. Damy, które mieszkały w tym pokoju były
nieco zawstydzone ale przyjęły podziękowania. Cała ta sytuacja
poprawiła nam humor. Zatem w bardzo dobrym humorze kładziemy się spać,
by jutro powrócić do męczenia ADS'a. Dobranoc.
|
|