Co nowego | Mieszkanie | Galeria | Praca | Kontakt
   

25.10.2006 (Dzień dwudziesty piąty)

Dziś był kolejny standardowy poranek. Rano skonsultowaliśmy się z Paolem w sprawie projektu. Powiedział, że już coraz lepiej i kazał wykonać jakąś konkretną robotę. Namęczyliśmy się strasznie, nie chciało wyjść. Problem dotyczył nie tyle projektu co znajomości symulatora i jego algorytmów.  Pytaliśmy się doktoranta, co zrobić. On też nie wiedział. Ostatecznie obeszliśmy problem i jak się okazało obejście to było skuteczne, zadziałało. Dokończyliśmy robotę po obiedzie. Ten obiad zasługuje na kilka zdań opisu. Był jednym z najlepszych w tym miejscu. Ciepły, prawie obfity i smaczny. W dodatku przebiegał w miarę spokojnej (co nie jest tu częste) atmosferze. Danie, które zjedliśmy jest myślę, że znane, to Tortellini. Było po prostu dobrze.
Po obiadku wzięliśmy się za dalszą robotę. Wydawało się, że wszystko jest w porządku. Koło 18 poszedłem do Paola. Był zadowolony z tego co zrobiliśmy. Powiedział, że widzi postęp, że sporo się nauczyliśmy i że mimo tego, że minęło dużo czasu uważa, że i tak sporo zrobiliśmy. Wymieniliśmy kilka zdań na temat przyszłości naszej pracy, projektu i tego jakie będą jego dalsze reperkusje. Wyszedłem bardzo podbudowany. Bardzo. Powiedziałem Paolo, że bierzemy się do pracy, po czym nacisnąłem w komputerze start i go wyłączyłem. To ciekawe, że żeby wyłączyć komputer najpierw należy nacisnąć START. Tym akcentem zakończyliśmy dzień pracy.
Dla odmiany znowu pojechaliśmy do Carrefoura. Jest tu zwyczaj foliowania wszystkiego, tak więc i nasze torby (moja z komputerem, a Daniela podręczna) musiały być zafoliowane przed wejściem "na sklep". Pani, która to robi ma na imię - jak przeczytaliśmy na plakietce - Valentina. W każdym razie, pani ta nas już poznaje. Ciekawe czemu. W każdym razie zrobiliśmy duże zakupy. Nakupiliśmy mięsa na najbliższe dni, warzywek mrożonych na potrawkę, napoje, pieczywko, makarony, wędlinę. Nadźwigani dotarliśmy do domu. W pokoju Daniela zastaliśmy kartkę informującą, że jutro (26.10) od godziny 10 do 18 nie będzie prądu w hotelu, z powodu prac przy miejskiej sieci energetycznej. Pierwsze, o czym pomyślałem to mięso, które właśnie kupiłem i mrożone warzywa w kontekście niedziałającej lodówki. Daniel nie był gorszy. Też zakupił sporo wszelakiego dobra. Dodatkowo zaproponowali nam zakup karty pre-paid do bezprzewodowego dostępu do internetu. Narazie nie skorzystamy. Ciekawe, czy jutro będzie działał.
Mimo, że była już 21 przystąpiliśmy do przygotowywania posiłków, a raczej do przerabiania mięsa i mrożonek. Pierwszy był Daniel. Usmażył swoje piersi kurczaka, ugotował makaron. Mięsa mielonego i sosu do spaghetti nie ruszył. Potem byłem ja. Udusiłem piersi z kurczaka (40 dag), dodając do tego mrożonkę warzywną (1 kg) i przecier z pomidorów (30 dag). Razem wyszedł tego spory garnek. Będę miał obiadek na 4 dni. A co tam. Mimo zmordowania ugotowałem sobie kilka klusek, które wtrząchnąłem razem z potrawką na tarasie. Daniel, strudzony dniem już spał. Pozmywałem jeszcze naczynka, ustawiłem lodówkę na maksymalne chłodzenie i też poszedłem spać.

   

Powered by:  statystyki www stat.pl    Nvu   Asus