|
28.10.2006 (Dzień dwudziesty ósmy)
Dziś słońce pali od
samego rana, a prognoza mówi o 27 stopniach. Pierwotny plan na
dziś brzmiał: wyjazd do l'Aquila. Niestety, Alessia, do której
mielibyśmy tam jechać powiedziała, że wyjeżdża na weekend i jej nie
bedzie. Plan zatem się rypnął. Szkoda, że powiedziała o tym dopiero w
czwartek. Nic to, ponieważ zamiast wyjazdu w góry do l'Aquili
zaplanowaliśmy wyjazd nad morze do Lido di Ostia, tak jak przed dwoma
tygodniami. Wybraliśmy się zatem z domu o 9:15. Do Anaginy dojechaliśmy
046, potem metrem do stacji Subagusta, gdzie dosiadł się do nas Maciek,
potem na Termini przesiadka w metro B, którym jechaliśmy 4
stacje, a potem na koniec przesiadka w pociąg do Lido di Ostia. Na
miejscu byliśmy o 11. Pociąg jechał równe 30 minut, czyli 75
minut zeszło na samo krążenie po Rzymie. Potem jeszcze zakupy w sklepie
samoobsługowym, coby nie być głodnym i spragnionym na plaży i
poszliśmy. 10 minut i oto jest - plaża i morze.
Tym razem było więcej ludzi, ale za to mniej kąpiących się. Dziwne. Woda była rewelacyjna. Włosi to chyba zmarźluchy.
|
Dwa rekiny |
W przerwach miedzy kolejnymi wejściami do wody opalaliśmy się i czasem
konsumowaliśmy artykuły spożywcze zakupione w sklepie samoobsługowym.
Ponad to, zbieraliśmy muszelki i komentowaliśmy otaczającą nas
rzeczywistość. Czas na tym błogim lenistwie upłynął nam błyskawicznie.
Nagle, była już 17. Zebralimy zatem swoje rzeczy, wytrzepaliśmy
ręczniki, obmyliśmy stopy i udaliśmy się do pociągu. Cała trasa do
Anaginy została powtórzona - z nieco lepszym wynikiem czasowym.
Potem pojechaliśmy we trzech do Carrefoura. Dziwna sprawa. W
carrefourze i w Media Worldzie (u nas się to nazywa Media Markt, poza
nazwą różnic nie ma) były dosłownie cztery czajniki elektryczne,
oczywiście bez pudełek. Maciek chciał sobie jeden zakupić, ale nic z
tego nie wyszło. Zakupiłem za to ja - jedzenia na 5
obiadów i na co mniejsze bieżące posiłki. Maćka wsadziliśmy w
500, a sami poczkekaliśmy na 046, którym pojechaliśmy do
rezydencji. Tam szybko przygotowaliśmy posiłek na najbliższe dni i
styrani całym dniem, czerwoni na plecach i z resztą na całym ciele z
obawą o nocne pieczenie skóry udaliśmy się w letarg.
|
|