|
29.11.2006 (Dzień sześćdziesiąty)
Dzisiejsza noc była dobra, powiem więcej - bardzo dobra. Spałem jak
zabity i nawet rano mogłem powiedzieć, że jestem wyspany. Katar z
lejącego, zmienił się w stojący. Po podniesieniu się z łóżka
nastąpiła seria czynności standardowych.
Trafiliśmy do laboratorium przed 8. Najwcześniej jak do tej pory.
Jako, że jutro opuszczamy już to miejsce, postanowiliśmy podziękować
naszym gospodarzom. Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy - imprezę.
Zaprosiliśmy wszystkich znajomych: doktorantów, Paola, panie z
sekretariatów i ludzi z laboratorium. Kupiliśmy już wczoraj
ciastka, ciasto, talerzyki, serwetki i kubeczki. Porozstawialiśmy,
przygotowaliśmy i czekaliśmy na gości. Przyszli wszyscy, których
zaprosiliśmy, a nawet parę osób więcej. Podziękowałem wszystkim,
powiedziałem kilka słów i było przyjemnie. Wszyscy zajęli się
pałaszowaniem ciastek i piciem szampana i coli. W międzyczasie
porobiliśmy kilka fotek.
|
Już impreza się zaczyna |
|
My z Kierownikiem |
|
Radosna gromadka |
Potem wszystko ładnie pozbieraliśmy, popakowaliśmy i posprzątaliśmy i
udaliśmy się do laboratorium, by tam do godziny 16 posiedzieć jeszcze
przed monitorem. Po małych zakupach w Kerfurze poszliśmy do hotelu,
mały obiadek, drzemka i wyruszyliśmy na ostatni spacer po Rzymie. W
programie był Watykan, Schody Hiszpańskie, Fontanna di Trevi, Koloseum.
Nałaziliśmy się. Wróciliśmy tuż przed północą. Potem
pakowanko, herbatka i spać. Jutro odjeżdżamy.
|
|