|
31.10.2006 (Dzień trzydziesty pierwszy)
Dziś ostatni dzień października.
Półmetek naszego pobytu. Dzień standardowy. Kąpiel, śniadanie,
oczekiwanie na 046, jazda 046, przesiadka na Anaginie, jazda 20, praca
w laboratorium, wstrętny obiad. Jak napisałem wyżej - standard. Po
obiedzie mieliśmy spotkanie z Paolem w sprawie projektu. Pokazaliśmy mu
to co mamy i troszkę się zmartwiliśmy - trzej. Efekt manipulacji drugą
harmoniczną sygnału, który jest podstawą działania naszego
wzmacniacza owszem, występuje, ale nie jest na tyle silny, żeby dało
się wykorzystać jego istnienie. Rezultat jest prosty. Poprawiamy
projekt. Spotkanie jak zwykle nie trwało 5 minut tylko przedłużyło się
do ponad godziny, także jak już wyszliśmy ze spotkania, chwilkę
posiedzieliśmy nad ADS'em na dworze było już ciemno i była pora by
wracać do domu. Tak też uczyniliśmy.
Postanowiłem sobie urozmaicić nieco podróż do domu. Na całej
trasie autobusu 20 są dwa przystanki, na których spotyka się on
z 046. Jeden z nich to Anagina, a drugi, którego nazwa mi
wyleciała z pamięci jest mniej więcej w połowie trasy 20. Postanowiłem
więc wypróbować nowego połączenia. Wysiadłem z 20 na owym
przystanku i przeszedłem przez jezdnie by załapać się na przystanek 046
we właściwym kierunku. Zdziwiło mnie, że tak po jednej, jak i po
drugiej stronie ulicy autobus ten ma zaznaczoną trasę w kierunku tej
samej pętli - Via Radimondi. Zrobiło się zimno. Będąc tylko w koszulce
polo troszkę czułem się nie nieswojo. Czekałem. Bardzo chciałem być w
domu przed Danielem, który miał jeszcze wstąpić do Kerfura.
W końcu patrzę, jedzie mój autobus. Zamachałem. Kierowca się
mocno zdziwił, ale zatrzymał się na przystanku. Wsiadłem. Cały autobus
dla mnie. Jechaliśmy przed siebie, skręciliśmy, a potem
zawróciliśmy i dokładnie tą samą trasa wróciliśmy do
punktu wyjścia. Potem już tylko dwa przystanki w ciasnych bocznych
uliczkach, kluczenie po stromych podjazdach i ciasnych zakrętach i
byliśmy na pętli. Wysłałem do Daniela smsa z prośbą o wyjęcie z
lodówki mojej sałatki, którą miałem zamiar zjeść do
obiadu, tak że jak wrócę to żeby się już odstała i ogrzała.
Wniosek jest zatem prosty. W Rzymie autobus nie służy do
przemieszczania się z punktu A do punktu B, tylko do podwożenia z
punktu A do centrum przesiadkowego, z którego jedzie się do
kolejnego centra przesiadkowego, z którego takie np. 046
dojeżdża się do punktu B. Bardzo mnie dziwił sens puszczania
autobusów przez uliczki, w których te autobusy nie
mieszczą się z jadącą na przeciwko osobówką. Widocznie jakiś
sens jest.
Nastała godzina 19:35 - czas odjazdu z pętli. Kierowca wyłączył w
autobusie światło, wyświetlił na wyświetlaczach DEPOSITO i kazał
opuścić pojazd na korzyść innego pojazdu stojącego obok. Tak też
posłusznie uczyniłem. Drugi autobus ruszył niemal natychmiast. Trasa w
kierunku Anaginy prowadziła przez inne okolice niż trasa w kierunku
przeciwnym. Dużo ciekawsze przyznam. Jechaliśmy koło miejsca, w
którym początkowo mieliśmy mieszkać, koło restauracji, w
której drugiego dnia jedliśmy obiad, a także koło kilku miejsc,
które zapamiętałem ze spaceru pierwszego dnia. Było miło. Potem
przejechałem znowu koło uniwersytetu, potem przez jeszcze węższe i
jeszcze ciemniejsze uliczki niż jakiekolwiek do tej pory i ostatecznie
wyjechaliśmy przy Kerfurze. Daniela nie widziałem. Dwa przystanki dalej
wysiadłem i poszedłem do hotelu. Byłem pierwszy. Tak, tak. Pierwszy.
Sam sobie wyjąłem sałatkę - żeby się ogrzała - i przystąpiłem do
przygotowywania obiadokolacji. Za 10 minut przyszedł Daniel. Zjedliśmy,
chwilkę pogadaliśmy i poszliśmy spać.
|
|